Chociaż "Christine" została stworzona na papierze przez Stephena Kinga, ja poznałem ją dopiero na ekranie, w adaptacji Johna Carpentera. Różnie można oceniać dokonania tego reżysera, że robi filmy banalne i naiwne, ale jak dla mnie, facet ma po prostu swój własny pomysł na kino i chwała mu za to. Niedawno odświeżyłem sobie właśnie opowieść o zabójczym aucie i przyznaję, że mimo upływu ponad 30 lat, film trzyma się całkiem dobrze, co nie jest niestety normą przy tego typu produkcjach. Poniżej prosta impresja poseansowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz